Autor |
Wiadomość |
<
FF, czyli radosna twórczość własna
~
Przeklęte Marzenia 14.08.2009r. [NZ] (+18)
|
|
Wysłany:
Pią 20:17, 14 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 14 Sie 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
|
A więc jest to ff napisany przeze mnie.
Stanowczo dla osób powyżej osiemnastego roku życia (mimo, iż nikt tak naprawdę tego w ff nie przestrzega, ale ja ostrzegałam) gdyż występują liczne przekleństwa, przemoc oraz sceny miłosne x3
Od razu tłumaczę: to nie jest żywcem ściągnięte z The Perfect Wife, bo na pierwszy rzut oka, rozdział pierwszy może się taki zdawać. Ale nie, akcja toczy się ZUPEŁNIE inaczej.
Kazali dodawać od razu dwa rozdziały, więc zamieszczam dwa pod rząd.
'Przeklęte Marzenia' znajdują się również na moim chomiku - plotkara15.
Cóż, rozpisałam się, a teraz - miłego czytania
Prolog
„A na stoliku pod oknem sypialni leży ten głos, który na nowo obudził w niej marzenia. Fragmenty życia przeżytego dawno, dawno temu. Ten głos kobiecy mówi do niej z odległości stu lat - i to tak wyraźnie, że nie sposób wprost uwierzyć, iż nie można chwycić za pióro i odpowiedzieć mu."
Bo ten idealny świat odzwierciedla wszystkie moje marzenia, które ukrywam w sobie głęboko. Czasem nawet staram się o nim nie myśleć, jest taki nierealny.
Ale potrzebuje go, jak powietrza.
Bo ten idealny świat to magiczny pył. To moja miłość, cierpiąca i okrutna.
-Boisz się tego? – Zapytał.
-Jak cholera – Przyznałam robiąc krok w przód. Stałam tak blisko niego, że prawie stykaliśmy się nosami. Położyłam głowę na jego torsie, wdychając męski, ulubiony zapach. Tak, teraz było mi dobrze. Przy nim.
I.
Siedziałam na starym, drewnianym krześle nerwowo obijając paznokciami o deskę biurka. Rozejrzałam się dokoła. Pod ścianą obok drzwi stało niewielkie łóżko z niewygodnym materacem. Moja walizka nadal leżała w stanie nienaruszonym. Ściany miały beżowy, obskurny kolor, w niektórych miejscach zajmowała je pleśń. I ten stolik z krzesłem. Witajcie w moim nowym pokoju.
Sam dom nie wyglądał obiecująco. Jeżeli tylko można go nazwać domem, ja sama wiedziałam, że nigdy nie użyję tego rzeczownika określając to miejsce.
Była to mała, zapadająca się chatka z drewna. Na czubie znajdował się komin z cegieł, mający dostarczyć nam ciepła, ale ciągle było zimno. Bardzo zimno. I coś w głębi duszy podpowiadało mi, że powinnam się raczej do tego zimna przyzwyczajać.
-Auu – syknęłam. Drzazga wbiła mi się w palec. Położyłam głowę na ramionach i cicho zapłakałam. Prawda okrutnie mnie dobiła.
Jestem Bella. Mam siedemnaście lat i przeprowadziłam się do tego deszczowego, smutnego miejsca wczoraj wieczorem. Teraz mieszkam z moim tatą, którego nie widziałam od dziesięciu lat, jest szefem policji w Forks. Nazywa się Charlie.
Moja mama zginęła miesiąc temu w wypadku samochodowym. Wracała z przyjęcia zorganizowanego na jej cześć, ponieważ odniosła sukces dziennikarski. Była sławna i bogata. Żyłyśmy razem w słonecznym Phoenix a pieniędzy było nam pod dostatek.
Ale umarła, a mi został tylko ojciec z bratem. Tak, bratem. Peter przez cały czas mieszkał z Charliem. Był w moim wieku i nie wiele o nim wiedziałam.
Gdy miałam siedem lat mama uciekła od ojca i zabrała mnie. Wiedziałam, że mam rodzeństwo, ale Renee nigdy o nim nie opowiadała. Nigdy.
Teraz musiałam pożegnać się ze swoim poprzednim życiem i zacząć nowe, pełne ciemności, biedy i smutku.
Z rozmyślał wyrwał mnie ostry głos Charliego.
-Isabello zejdź na dół w tej chwili. – Wczoraj nie rozmawialiśmy dużo. Nie miałam też okazji zobaczyć Petera.
Potarłam załzawione, czerwone oczy i spełniłam prośbę ojca.
Zeszłam po niebezpiecznych schodach, podtrzymując się dla pewności ściany.
Charlie stał oparty o lodówkę i przyglądał mi się uważnie. Coś w jego wzorku sprawiało, że bardzo się bałam. Mimo iż nic jeszcze nie powiedział, ja zdążyłam zauważyć u siebie gęsią skórkę. Jesteś tchórzem, Swan – zaszydziłam w myślach ze swojej osoby.
Tata bardzo się zmienił. W ogóle nie był podobny do tego roześmianego chłopaka z jedynego zdjęcia, które miałam. Teraz na jego twarzy widoczne były zmarszczki, zapuścił nawet pod nosem długi wąs. Broda aż prosiła się o ogolenie, a przydługie włosy o fryzjera.
Bezwstydnie mu się przyglądałam, ale on też patrzył uważnie.
-Teraz ustalimy kilka zasad – oznajmił władczo. Chyba jednak nie bałam się na zapas. Wskazał mi ręką na kuchenne krzesło. Usiadłam i czekałam, nadal panowała między nami cisza.
-A Peter? – Spytałam nieśmiało. Miałam prawo zobaczyć jedynego brata po tak długim czasie.
-Nie interesuj się nim – odpowiedział. Dlaczego był taki niemiły? Czy nie cierpiał z powodu śmierci żony? Może tak właśnie reagował na smutek – wyżywając się na innych.
-Po pierwsze – zaczął – tu będzie zupełnie inaczej niż u matki. – Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem. Ba, spodziewałam się tego od samego początku.
-Żadnej telewizji, spotkań, mężczyzn – wyliczał patrząc mi hardo w oczy. Że co proszę? Ja się przesłyszałam? Zabrali mi najukochańszą osobę na świecie, kazali zamieszkać w tej dziurze i teraz ten człowiek zamierza wyznaczać mi jeszcze jakieś pieprzone reguły?!
Moje oczy rozszerzyły się z zszokowania i złości.
- W tym domu panuje dyscyplina, Isabello. Rozumiem, że matka cię jej nie nauczyła. – Powiedział. Ale tym razem nie wytrzymałam. Poderwałam się gwałtownie z krzesła i z całej siły zacisnęłam ręce w pięści.
-Jak śmiesz mówić takie rzeczy? – Krzyczałam. Wpadłam w szał. Musiałam wyrzucić z siebie całą tą złość, skrywaną od miesiąca. Wszystkie te negatywne uczucia wykrzyczałam mu w twarz. Bardzo starałam się, aby z oczu nie wypłynęła mi przy tym ani jedna łza.
-Nienawidze tego rozpadającego się domu, tego miasta, deszczu, błota i mojego pokoju. Nie znoszę go, bo przypomina mi kupę gówna!
Obserwowałam jak poczerwieniał na twarzy i błyskawicznie znalazł się przy mnie.
Złapał boleśnie moje nadgarstki i uderzył mną o pobliską ścianę. Poczułam ból w głowie, ale złość była silniejsza.
-Jeszcze jedno takie niedojrzałe zachowanie a nie będziesz miała już gdzie wracać – wypluł mi w twarz.
-Jesteś taką samą rozpieszczoną suką, jaką była twoja matka – kontynuował. Po tych słowach chciałam go po prostu zabić. Za samo obrażanie mamy. Mojej mamusi.
Ale wiedziałam, że nie mam żadnych szans. No i musiałam tu mieszkać, chyba, że chciałam spędzić rok w domu dziecka, co nie uśmiechało mi się za bardzo.
-A teraz marsz spać!
Była dopiero dziewiętnasta, ale nie odważyłam się już nawet odezwać. Puścił mnie i pobiegłam na górę. Nie mogłam zamknąć drzwi z trzaskiem, bo na pewno odpadłby po tak silnym uderzeniu.
Skuliłam się i pozwoliłam łzom lecieć.
Co się stało z tatą, który brał mnie na barana i chwalił się swoją malutką, kochaną Bellą przed przyjaciółmi? Tatą, który kupował mi kwiaty i woził do wesołego miasteczka? Który podjadał moją watę cukrową, bawił się ze mną w ogródku i śpiewał do snu? Zatęskniłam za jego śmiechem.
Wiedziałam już, że moje życie obróciło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. W zdecydowanie złym kierunku.
Przycisnęłam do twarzy starego misia z dzieciństwa, którego dostałam właśnie od rodziców i zasnęłam w ubraniu.
Obudziło mnie światło. Dopiero po chwili zobaczyłam, że jakiś mężczyzna świeci mi latarką w twarz. Podskoczyłam jak oparzona.
Uśmiechnął się ironicznie i wyszedł. Podejrzewam, że to był właśnie Peter.
To musiał być naprawdę komiczny obraz, widzieć swoją siedemnastoletnią siostrę skuloną na łóżku i desperacko przyciskającą misia do serca.
Nie zastanawiałam się długo, ponieważ ponownie zmorzył mnie sen.
Śniłam o szczęśliwej rodzinie. Nie była ona moją, nawet jej nie znałam. Ale byli bardzo szczęśliwi, a tylko to się dla mnie w tej chwili liczyło. Już nawet nie miłość, bo chyba nie zasługiwałam na takie uczucie. Nie występowało w moich marzeniach, a jeżeli już, to było odłożone na najwyższą półkę z napisem – nierealne.
W śnie występowała rudowłosa kobieta. Miała kasztanowe oczy, takie jak moje. Trzymała za rękę wysokiego pana o blond włosach. Wyglądali na góra trzydzieści lat.
Na sofie siedziała niezwykle piękna dziewczyna. Jej włosy były złociste, jak u złotowłosej królewny z bajek czytanych mi w dzieciństwie. Przytulała dużego umięśnionego szatyna.
Dalej była malutka osóbka przypominająca wyglądem chochlika. Miała nastroszone, czarne włosy i diabelski wyraz twarzy. Jej głowa oparta była o ramię przystojnego blondyna. W rogu stał fortepian. Drogi i zapewne, stary. Płynęła z niego przepiękna muzyka. Chciałam jej słuchać w nieskończoność. Ukoiła ona moje nerwy i odpędziła smutki. Byłam tylko ja i ona. Lecz zauważyłam jeszcze kogoś – chłopaka.
Miał miedziane włosy i był bezwarunkowo najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam. Przypominał mi tych facetów z reklam drogich perfum, ale nawet oni nie byli w stanie mu dorównać. Jako jedyny patrzył przed siebie smutnym wzrokiem, podczas gdy reszta szeroko się uśmiechała. A on patrzył i grał, grał, grał…
II.
„Odrodziłam się z własnej słabości, z bezradności wobec świata. Opadło na mnie wyzwolenie i stałam się sobą. Połączyłam w sobie sprzeczności.”
Mama mówiła, że jestem skryta w sobie. Ale to dobra cecha, tak sądzę. Powiedziała też, że potrafię być uczuciowa. To prawda, nie umiem przechodzić obojętnie, kiedy widzę, że ktoś cierpi, jednak, szczerze mówiąc, ja nigdy bólu nie poczułam, nikt nigdy nie sprawił, że płakałam. Owszem, łzy lały się ze mnie, jak szalone, kiedy spadłam z roweru, rozbiłam kolano albo zgubiłam ulubioną lalkę. Czasami kłóciłam się z koleżankami, ale jeśli chodzi o nieżyczliwości, to by było na tyle.
Więc wyobraźcie sobie, co przeżywam, gdy nagle masa tych negatywnych uczuć rzuciła mi się na serce?
Wstałam bardzo wcześnie. To właśnie dzisiaj miałam iść do nowego liceum - nie powiem, przerażała mnie ta myśl. W dawnej szkole byłam lubiana i akceptowana, jednak tutaj uczniowie mogli mnie zupełnie inaczej traktować. Westchnęłam ciężko i zaczęłam swoją poranną toaletę.
Bałam się spotkania z ojcem. Jak zareaguję po wczorajszym wydarzeniu? Swan, wariatko – upomniałam się w myślach – to twój tata. Zeszłam cicho na dół.
Charlie siedział przy stole i czytał miejscową gazetę. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Przygotowałam sobie śniadanie składające się z płatków owsianych.
-Kawy? – postanowiłam zaryzykować pytanie. Natychmiast wbił we mnie swój wzrok, przeszły mnie ciarki. Kiwnął głową. Podeszłam i trzęsącymi rękoma wlałam płyn do małej filiżanki. Ciągle uważnie się temu przyglądał, jakby liczył na jakiekolwiek potknięcie, aby mnie zbesztać. Na mój cholerny pech rozlałam niewielką ilość na stół.
Teraz wypadało tylko czekać na najgorsze.
-Uważaj, co robisz! – Obruszył się. W błyskawicznym tempie chwyciłam szmatę i wszystko powycierałam. Zacisnęłam mocno powieki, aby się nie rozpłakać. Nie byłam mazgajem czy płaczką. O nie, po prostu ostatnio łzy cisnęły mi się do oczu nieustannie, nawet bez powodu. Przeżywałam trudny okres i musiałam to znieść.
-Masz mi coś do powiedzenia? – uniósł wymownie brwi. Mało nie prychnęłam. Jeśli liczył na to, że powiem ‘przepraszam’ to się grubo mylił. Miałam swój honor i nie pozwolę, by mi go odebrali tak, jak zabrali mi moją mamę i idealne życie.
W dalszym ciągu milczałam. Ciszę między nami przerwał głośny okrzyk.
-Dzień dobry, rodzinko! – Peter zaśmiał się szyderczo i zlustrował mnie od stóp do głów. Miał podkrążone oczy, ale mimo tego był przystojnym chłopakiem. W jego oczach być coś, co mi się nie spodobało. Może ten dziwny błysk, lub ironia bijąca od niego na kilometr?
-Peter, będziesz od dzisiaj woził siostrę do szkoły – oznajmił Charlie.
-Co? – brat parsknął. Najwyraźniej on nie bał się ojca, tak jak ja.
-To, co usłyszałeś – ciągnął mężczyzna.
-Ta, ale chyba się, kurwa, przesłyszałem – warknął na niego. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Zaśmiałam się w duchu. Zdziwiła mnie też reakcja taty – nadal siedział spokojnie na swoim nieszczęsnym krześle.
Cóż, wyszyło na to, że do szkoły udałam się sama. Na piechotę. Co prawda, kawałek drogi do przebycia miałam, ale spacer dobrze mi zrobił. Pozwoliłam swoim myślom powędrować w świat marzeń, a ja sama trochę ochłonęłam.
EPOV
Sposób na przetrwanie - milczenie.
Sposób na życie - przetrwanie.
Sposób na milczenie - śmierć.
Może życie jest idealne. Mam idealną rodzinę, idealny dom z wymarzonym pokojem, pieniądze, uznanie innych i ustaloną idealną przyszłość.
Gówno prawda.
Tak widzi mnie rodzina i znajomi taty z klubu golfowego. Tak też postrzega mnie cała szkoła i to nędzne, deszczowe miasteczko Forks. Ja sam siebie nie widzę w ten sposób, chciałbym choć raz założyć czapkę niewidkę i robić to, na co mam ochotę.
Carlisle już mnie ustawił. Po skończeniu liceum pójdę na studia medyczne, następnie ożenię się z dziewczyną, którą widziałem raz w życiu i zostanę lekarzem. Co z tego, że nawet jej nie znam? Wiem tyle, iż na imię jej Victoria. Ale szanowny doktor Cullen ma wszystko w dupie. Liczą się tylko przechwałki swoim idealnym synem.
Nigdy nie odważyłem się mu sprzeciwić, bo wiedziałem, że to i tak nic nie da. Jestem tchórzem – proszę, takie mam o sobie mniemanie. Ale nigdy nie pozwolę, żeby inni za takiego mnie mieli. Nigdy. Dlatego udaję, że jestem taki sam jak moi bracia i siostry – Alice, Rosalie, Emmett i Jasper. Samolubny, egoistyczny dupek.
Dzisiaj znowu trzeba iść do szkoły i ignorować wszystkie dziewczyny patrzące na mnie cielęcym wzrokiem. Serio, to się wydaje czasami nawet śmieszne.
-Edward, podprowadzisz mnie pod klasę?
-Edward, pójdziemy do kina?
-Edward, mogę ponieść twoje książki?
Nie znoszę tego. Nigdy jeszcze nie byłem zakochany i nie znałem tego uczucia zbyt dobrze. Jedynie z filmów i książek. Jakaś magia, elektryczność, spojrzenia?
To nie dla mnie, i tak wszystko bym po prostu spieprzył, jak to przyjąłem w zwyczaju.
Szedłem z Alice korytarzem w stronę stołówki powtarzając sobie w myślach ‘Ignoruj, ignoruj’ i piorunowałem wzrokiem każdego, kto odważył się podejść zbyt blisko lub spojrzeć w naszą stronę. Moja siostra, wyglądem przypominająca chochlika o kruczoczarnych włosach. Mówiła coś o zakupach w Nowym Jorku, nadal utrzymując obojętną minę. Tacy byliśmy – Cullenowie. Popularni, piękni, bogaci i nie mili do bólu.
Nagle coś z ogromną siłą uderzyło mnie w pierś. Zachowałem równowagę i złapałem owe coś za ręce. Okazało się, była to dziewczyna. Niezwykle piękna, zresztą. W niczym nie przypominała tych umalowanych i odpicowanych laleczek, klejących się do mnie na każdym kroku. Miała smutny i zdezorientowany wyraz twarzy. Przeraziła mnie jej bladość, była taka krucha i delikatna. Kasztanowe włosy opadały falami na jej wątłe ramiona a czekoladowe oczy patrzyły na mnie uważnie.
Poczułem się jakoś dziwnie, dotykając jej skóry i będąc tak blisko. Z jednej strony chciałem ją przytulić a z drugiej odepchnąć, bo przecież byłem Cullenem.
Wygrała ta druga natura.
-Uważaj jak chodzisz – warknąłem i puściłem jej nadgarstki. Wymamrotała po cichu przeprosiny i pobiegła dalej.
-Wariatka – skwitowała Alice. Nie odezwałem się ani słowem, moje myśli zaprzątnęły czekoladowe oczy.
Za wszelkie literówki od razu przepraszam.
Następny rozdział pojawi się jutro, jeśli tylko te dwa się spodobają.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 21:44, 14 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 930
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Ruda Śląska/Zabrze <3
|
|
Podoba mi się podoba !
Chcę dalej. wciągnęłam się, tylko szkoda, że nie mogę duże i długo czytać bez okularów...
Musiałam sobie Twój tekst rozłożyć na 3 razy, żeby żyć z moimi oczkami w zgodzie :P Ale na prawdę bardzo mi się podobało !
I ten wredny Charlie ;d
i brat Belli ;D
Pomysłowe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 14:55, 15 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2124
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: z domu Jackson'a.
|
|
Nawet fajne.;d
Ci źli Cullenowie.
biedna Bella.i ten Charlie.
czekam na więcej.
tylko Jacoba nie ma.
ale to się wytnie.xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:54, 22 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 22 Sie 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Wilkowyja/Jarocin
|
|
super opowiadanie! ^^
wciągające i bardzo pomysłowe
czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|